Saturday, July 6, 2013

Dzień kolejny

Z postów wychodziłby że piąty z kalendarza że szósty, czas rzeczywisty wskazuje na dzień siódmy. Ale tak naprawdę mamy wrażenie jakbyśmy byli tu już od jakiegoś czasu. Ponoć do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja :)

Kolejny dzień, kolejne mieszkanie - tym razem strzał w 8 (bez widoku i skrupulatnie pokryte wykładziną dywanową). Poza tym jest lepiej niż myśleliśmy - pralka i suszarka w mieszkaniu (nie jest to tutaj standardem, często są tylko wspólne na całe piętro na korytarzu), lodówka wielkości Patryka (ba a nawet większa) z elektryczną regulacją odległości półek, ładna i przestrzenna kuchnia (jeśli mam dobrą być panią domu to jest to absolutna podstawa), normalna wanna ze szklanymi drzwiami (a nie zasłonka), dużo miejsca na graty no a na koniec - 500 metrowa siłownia i basen z saunami do dyspozycji mieszkańców. A wszystko to drzwi w drzwi z biurem wujka Googla. Aha i tylko 5 minut spacerkiem do oceanu i z 15 do ryneczku ze świeżymi owocami morza i innymi lokalnymi wyrobami. Zgłaszamy chęć wynajmu, z nadzieją że nasza chińska agentka nieruchomości nie zrobi nas w ciula. Umowa na rok, 3600 miesięcznie - nie jest źle. Planowana data przeprowadzki - 24 lipiec.
Fotki poniżej. Bez obaw, meble w pokoju i sypialni są z wypożyczalni nam zostawią goły dywan.







Główną atrakcją dnia jest wypad na krótki spacer po kalifornijskim molo (z parkingu do knajpy i z powrotem) oraz zacna krabowa uczta. Niebo jak widać bezchmurne i niebieskie, jachty delikatnie obijają się o keję.
Po drodze wstępujemy na lody - biorę dwie gałki bo jak jedna kosztuje 4 dolki a dwie 5 to przecież się bardziej opłaca. Dostaję coś co wygląda mniej więcej jak 6 polskich gałek, ledwo zjadam połowę i po raz kolejny okazuje się że małe znaczy duże :)
Idziemy do Crab House, bierzemy krabową fiestę na 4 osoby czyli krabowe nogi w całości (nie mylić z nóżkami) smażone na maśle z czosneczkiem. Ślinka cieknie na sam widok (zdjęcia przed i po poniżej) zabawy tyle co z obgryzaniem mięsa z kości ale zdecydowanie warto. Ponoć na takich nogach wychodzą świetne zupy, aż nie mogę się doczekać własnej kuchni :)














Poza tym powoli zaczynam przyglądać się cenom biletów w kierunku południa, marzy mi się Ekwador i Galapagos oraz Peru. Nie pogardziłabym też Ameryką Środkową ale z tym chyba poczekam na sezon. Coś z Karaibów planujemy wspólnie pod koniec roku. Plus Patryk wisi mi podróż poślubną - może Hawaje?
No i oczywiście jest tyle do zobaczenia w samej Kalifornii i okolicznych stanach ale to dopiero jak patrykowa noga wydobrzeje, póki co zostaje mi czytanie przewodnika. Szczerze przyznaję że coraz trudniej jest usiedzieć w miejscu  - może jak się przeniesiemy do samego San Francisco to będzie więcej dystraktorów.
Nie ustaję też w poszukiwaniach lokalnych forów na obraz fly4free czy mlecznych podróży, ale póki co większość newsletterów to w przewadze reklamy.

7 comments:

  1. Mieszkanie cud-miód :) kraby też, miro zzielenieje z zazdrości jak zobaczy jak duże krabowe nogi są w Kalifornii, w Warszawie to takie.. hmm.. 1/4 tych Waszych.

    ReplyDelete
  2. hehe no tak :) Myślę że Mirek to mógłby spokojnie całego kraba zamówić dla siebie, co tam nogi. A ta Kalifornia niedługo to aktualna czy raczej innym razem?

    ReplyDelete
  3. cudne mieszkanko!!! no i tak słonecznie tam u Was... trzymam kciuki! najmocniej!

    ReplyDelete
  4. To prawda, jest super słonecznie :) - ale w samym San Francisco to jednak wiosna a jak się tylko wyjedzie gdzieś poza to od razu 10 naszych stopni więcej... Serdecznie pozdrawiamy!

    ReplyDelete
  5. Klimat no po prostu do pozazdroszczenia!

    ReplyDelete