Tuesday, September 3, 2013

Nasze małe kalifornijskie radości

Kilka miejsc godnych polecenia, z każdym następnym coraz jaśniej świeci nam kalifornijskie słońce

Na szczególną uwagę zasługują bary serwujące świeżo uwarzone piwo - jednym z popularniejszych miejsc jest 21st Amendment http://21st-amendment.com/:


Opcja druga to po prostu ogródek piwny, tyle tylko że do wyboru jest około kilkadziesiąt lokalnych piw z nalewaka. Ten do którego trafiliśmy był mroczny, ogrodzony drutem kolczastym i aż roiło się w nim od naukowców-biologów, ale ta specyfika Kalifornii powoli przestaje nas już dziwić. Zdecydowanie must see


Kuchnie świata to mocna strona tego miasta, każdy jest tu przyjezdny i potrzebuje swojego kulinarnego miejsca na ziemi. W ostatnich tygodniach udało nam się spróbować dwóch - etiopskiej (właściwie etiopsko-erytrejskiej) - delikatne ale wyraziste przyprawy, soczewica, duszony szpinak przepyszna jagnięcina. Wszystko podane ze specjalnym naleśnikiem na zakwasie (injera), nóż i widelec zbyteczne. Pycha, szczególnie polecam wegetariańskie combo.

Peruwiańska kuchnia zaskoczyła nas swoja specjalnością, kurczakiem z rożna. Nie wiem czy to bardzo lokalne i smaczne, mnie nie przekonało. Za to wołowe języki wyśmienite. http://www.limonsf.com/valencia/


Położeniu Kalifornii zawdzięczamy też morskie przysmaki o których nawet nie marzylibyśmy w Krakowie. Na pobliskim targu można kupić homary, kraby, nogi kraba (przepyszne), przegrzebki, ostrygi no i oczywiście małże. Szybki niedzielny obiad - wystarczy kilka krabowych odnóży podgotowanych 5 minut i do tego roztopione masełko. Pycha.

Scena koncertowa w SF jest dość bogata, bardziej i mniej znani artyści upodobali sobie tą okolicę - właściwie nie ma ograniczenia gdzie odbędzie się show - park, fabryka, podrzędny klubik czy winiarnia. W ostatnich tygodniach mieliśmy przyjemność uczestniczyć w dwóch imprezach - pierwsza z nich to plenerowy koncert Chrisa Bottiego. Godzinę drogi z San Francisco, w malowniczo położonej winiarni wśród drzew i przy stołach rozstawionych na trawie. Do tego dość ograniczona widownia powiedzmy około 300 osób i kieliszek lokalnego wina.
http://www.wentevineyards.com/





Drugie miejsce to klub The Independent http://www.theindependentsf.com/ - raczej undergroundowe klimaty, niewielka powierzchnia, właściwie prawie codziennie ktoś gra, bilety około 15 dolków - idealne miejsce na nowe odkrycia. Nas urzekła ona:



Kilkakrotnie zastanawialiśmy się jak naprawdę wyglądają popularne tutaj pikniki przed meczem bejsbola. W San Francisco nie było nam dane, stadion jest w centrum miasta, otoczony przez biurowce ale wystarczyło pojechać do Oakland a tam kilka godzin, naprawdę kilka godzin przed grą ludzie zaczęli rozstawiać swoje pickupy a z nich grille, altanki, krzesełka stoły i inne takie. Żeby to jeszcze była trawa, ale nie to był najzwyklejszy betonowy parking bez żadnego drzewa czy zielonej kępki. I gdzie tu miejsce na relaks :)


Po raz kolejny odwiedziliśmy też naszą ulubioną winiarnie w celu uzupełnienia zapasów, tym razem udało się zwiedzić również budynek główny:






Na koniec słynne foki wygrzewające się w kalifornijskim słońcu na molo nr. 39